Nie mogę spać. W zasadzie od 9 dni prawie nie śpię.
Od ostatniego postu minęło 14 dni. Dwa tygodnie, niby nie długo, ale dla mnie wieczność. Opisywałam ogromny ból i strach. On jest nadal. Pewnie o tym opowiem, bo to jest we mnie, ale teraz w tej chwili, a jest 4 rano nie mam na to siły. Jeśli w tej chwili zacznę pisać o raku mojej suni, o fatalnych rokowaniach i mojej rozpaczy, nie zacznę tego dnia.
Odkąd pamiętam mam ogromną potrzebę pisania. Zawsze coś pisałam, dzienniki ( nadal piszę), notatki, sentencję. Mam dziesiątki pamiętników, notatników i karteluszek. I tym razem muszę pisać, bo mnie to rozwali od środka. A dlaczego akurat w tym miejscu, a nie w dzienniku? Bo może w ten sposób uda mi się uratować chociaż jednego psa. Bo mimo, że przed rakiem nie ma ucieczki, to częste badania mogą wykazać wczesną chorobę śledziony.
Wegunię i Dragunia badam regularnie. Tyle badań, częste wizyty u weterynarzy nie uchroniły nas przed nieszczęściem.
Przecież Drago miał wcześnie wyciętą śledzionę. Przez przypadek dowiedziałam się, że coś się dzieje niedobrego. Po prostu zrobił się osowiały i nie miał energii. Lekarz zasugerował Usg brzucha i tak wykryliśmy, że śledziona jest nieznacznie powiększona. Zdecydowaliśmy się usunąć chory narząd, ponieważ to nie wpływa niekorzystnie na jakość życia psa, a śledziona lubi się urakowić.
Dlatego jest mi tak trudno pogodzić się z diagnozą Wegi. Przecież nauczona doświadczeniem z Dragiem, badaliśmy Wegę regularnie. Ale, o czym ja mówię. Wega przed rezonansem magnetycznym na odcinek szyjny kręgosłupa miała robione pełne badania krwi. Badania były robione miesiąc przed naszym dramatem, a wyniki badań widziało trzech niezależnych lekarzy. Nowotwór był doskonale ukryty.
Naczyniak krwionośny mięsakowy… opowiem o nim w innym poście. Dziś apeluję, żeby badać regularnie swoje duże psiaki. Wiem wiem, można powiedzieć, że ok, ty badałaś i nic to nie dało. Owszem tak z tego postu wynika, jednak Wam może się udać. Czego z całego serca Wam życzę.